Szczęście to chodzić rano boso po trawie Szczególnie, gdy zielony mięciutki dywan skroplony jest malutkimi perełkami rosy odbijającymi pierwsze promienie słońca niczym najszlachetniejsze zwierciadło.
Szczęściem jest paradować po trawie, czując jak przez ciało przepływa życiodajna energia ze środka ziemi, jak oddech wyrównuje się i uspokaja, jak wszystkie komórki wewnątrz ciała aż podskakują
z radości w obliczu tak pierwotnego, a wartościowego kontaktu z naturą.
Szczęściem jest hartować swój organizm, wychodząc na trawę – czy może raczej ziemę – bosymi stópkami nie tylko latem, ale i wcześniej wiosną, a po nim także jesienią i zimą.
Oczywiście najlepiej, by stopniowo przyzwyczajać organizm i dawkować mu kontakt z coraz zimniejszym podłożem, zaczynając przykładowo od tej właśnie letniej zroszonej pory, ewentualnie ciepłej jesieni. Choć ja, po przerwie, którą zazwyczaj niezamierzenie robię, zaczynam i tak od zimy, od bosego stąpania po ziemi zmarzniętej albo pokrytej puchem śniegu To dopiero daje kopa na cały dzień!!
Kocham, dziękuję, hartuję się i działam!
Boso po trawie… Przyjemnie, energetycznie! Spróbujesz?
Pięknie