Szczęście to dotrzeć do mety. Samodzielnie, o własnych siłach, choćby przedłużoną trasą.
Szczęście to:
a) wyznaczyć kierunek,
b) ujrzeć oczami – dosłownie lub w wyobraźni – jasny punkt realizacji przed sobą,
c) zrobić pierwszy krok i
d) stawiać następne, by
e) dojść, dobiec, doczworaczyć się do obranego celu.
Szczęściem jest nie tyle prosta, niczym niezmącona droga, a raczej prosta, niczym niezachwiana postawa w tej wycieczce ku własnym marzeniom, wizjom, postanowieniom. Choćby usłana ostrymi kamykami, o które co chwilę można się przewrócić.
Nie tyle upadek, a podniesienie się z niego stanowi o sile
i przesądza o sukcesie podjętego działania.
Wydaje się czasem, że cel, jaki sobie wybrałam, jest tak już bliski osiągnięcia, a jednak na finiszu pojawia się przeszkoda, brakuje tego ostatniego kroku… Ile to razy coś powstrzymuje przed podjęciem tego ostatniego działania, tego ostatniego wysiłku, ile razy strach próbuje zwyciężyć: „a może jednak to nie był dobry pomysł? A może jednak lepiej zawrócić jeszcze przed końcem?”.
Dopadające i ściągające w dół wątpliwości w którymkolwiek momencie są tak ludzkie, a jednak to tkwiąca i wydobyta na zewnątrz
siła powstrzymywania własnego strachu i pokonywania własnych słabości poświadcza istnienie boskiego pierwiastka
w każdym z nas
Szczęściem jest zatem dotrzeć do mety, we własnym tempie, z poczuciem zadowolenia i satysfakcji, nagradzając się za podjęty trud, ryzyko, za odwagę przedsięwzięcia czegoś nowego, nieznanego, wymagającego wysiłku.
Szczęściem jest postanowić coś i zrealizować to od A do Ż. Choćby z lukami, choćby z przerwami, choćby z potknięciami.
Szczęściem jest ta przemiła satysfakcja z dotarcia do mety.
Całe życie przesycone może być szczęściem! Tak bardzo #HappyLife.