Szczęście to zająć się czymś… niepozornym. Zbytecznym, śmiesznym, z lekka… nonsensownym?
Dla ‚funu’, zabawy, uciechy czy śmiechu. Dla poprawy humoru, rozbawienia samego siebie
w nieeeebanalny sposób, z którego zaśmieje się pewnie… tylko jego autor Sposobu, który pewnie wcale śmieszny nie jest, ale w danym momencie budzi takie skojarzenia, które same cisną ten uśmiech na usta.
Więc papucha się śmieje, ramiona podrygują w rytm zgłuszonego chichotu, a ktokolwiek miałby obserwować misterne działania serwowania samemu sobie wybitnej rozrywki – najprędzej popuka się
w głowę niż złoży wyrazy uznania szlachetnej sztuce wprawiania się w entuzjastyczny nastrój
Jako odskocznia, chwila wyrwania z pędu, sposobność otarcia zapracowanego czoła i skupienia wirujących pod nim myśli w zupełnie innym kierunku – kierunku LUZU, dystansu, beztroski.
Bez zastanawiania się nad celowością, nad sensem i zdroworozsądkowym głosem pobrzmiewającym
w skroniach: „nie trać czasu na głupoty!”.
Czas, a i owszem – to największa wartość i najcenniejsza waluta, jaką człowiek może dysponować.
Absolutnie warto go, a nawet i trzeba opłacalnie kalkulować i rozdzielać pomiędzy podejmowane działania.
Ale dla zdrowia psychicznego i równowagi wewnętrznej – trzeba też czasem okruch tego czasu „zmarnotrawić”! W sensie przeznaczyć na pozornie bezcelowe działania, które tak naprawdę przynoszą więcej pożytku, bo zbawiennego uczucia rozluźnienia i frajdy niż z rozmysłem wymalowany projekt relaksu.
Z luzem, ze śmiechem i pełną swobodą – przyjemnego dzionka!